Strona:Stanisław Bełza - Za Apeninami.djvu/140

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nad brzegiem zatoki villi, gdy widzisz garsonów umytych i wystrojonych, zapraszających cię wdzięcznie do ich wnętrza, przypominasz sobie, jak wszystko wygląda w Neapolu, gdzie ten sam lud jest u siebie w domu, nic obcym niema do sprzedania, i niczego od obcych spodziewać się nie może,
Bądź jak bądź, wszędzie ville są tu dokoła miasta urocze. Na Possilippo mniej ich niż w Bajach, mniej niż na Capri, na Capri mniej niż w Sorento Ale są wszędzie. Drobne, wdzięczne gustowne, szwajcarskie i więcej niż szwajcarskie, bo dokoła ich niema gór śnieżnych i lodników, ale lasy pomarańcz i cytryn. A tu i owdzie samotny cyprys stoi, tu palma na wolnem powietrzu rośnie, tu rozłożysta korona pinii się roztacza, a tam karłowaty kaktus, niby ów dąb Mickiewiczowski, „włożywszy pięć wieków na swój kark garbaty“ przegląda się w lustrze zatoki, która opłukuje jego stoletnie ko-