musieli rozwiązać nasz oficjalny stosunek. Nie szukaj i jeśli możesz... zapomnij...
Położyła kartkę na widocznem miejscu. Poczem postarała się rozproszyć, ogarniające ją rozczulenie.
— Muszę być silna! — wyrzekła mocnym głosem. — Ciężka walka jeszcze mnie czeka! Ale czemu tak mi głupio? Sama nie wiem! Toć go nie kocham!
Ogarnąwszy ostatniem spojrzeniem ściany skromnego mieszkanka, w którem w tak niezwykłych warunkach spędziła trzy tygodnie — Krysia nasunęła płaszczyk i wybiegła zeń, mocno ściskając w dłoni torebkę, a w niej ukryte klucze, otwierające dostęp do skarbca Trauba.
Rychło znalazła się przed kamienicą, w której zamieszkiwał Traub, a reszta zadania poszła łatwiej, niźli się tego spodziewała. Dozorca, któremu wetknęła w rękę złotówkę, może upewniony jej solidnym wyglądem, nie zapytał się nawet, dokąd dąży i ledwie obrzuciwszy ją spojrzeniem, poczłapał najspokojniej do swego mieszkania.
Kira — nazywajmy ją teraz jej prawdziwem imieniem — z początku, chcąc zmylić ślady prześlizgnęła się na podwórze. Dopiero, gdy ucichł odgłos kroków dozorcy, zpowrotem przebyła bramę, udając się na frontowe schody. Na parterze mieszkał Traub i łatwo było odnaleźć to jedyne tam mieszkanie, do którego znakomicie znała drogę. Starając się możliwie jaknajmniej czynić hałasu, wyciągnęła klucze i odnalazłszy właściwy, wsadziła go do zamku.
Obrócił się łatwo, drzwi skrzypnęły i bez przeszkód znalazła się wewnątrz.
Dokoła panowały nieprzeniknione ciemności. Nie docierał nawet promień księżyca. Nic dziwne-