Zajęła miejsce w pierwszej, napotkanej taksówce, rzucając adres domu, w jakim zamieszkiwał Turski. Nie dojeżdżając jednak, poleciła zatrzymać się szoferowi i wysiadła z samochodu. Zdala widniała jasno oświetlona wystawa kolonjalnego sklepu.
Tam weszła pośpiesznie i jęła zakupywać różne smakołyki i zakąski. Wreszcie, podano jej butelkę mocnego węgierskiego wina.
— To będzie najlepsze! — pomyślała, płacąc za sprawunki przy kasie piędziesięciozłotówką, otrzymaną od Jana — Mój „małżonek“ jest nieprzyzwyczajony do picia!
Teraz, choć wiedziała, że Turski nadejdzie po niej, pośpieszyła do domu. Prędko jęła rozwijać zakupy i ustawiać je w jadalni na stole, zasłanym najparadniejszą, śnieżno-białą serwetą.
— Niechaj się ucieszy! — w jej duchu przebiegło złośliwe spostrzeżenie.
A gdy ukończyła, jęła liczyć minuty, by co rychlej się zjawił. Działo się to po raz pierwszy, by Kira, a właściwie w domu Turskiego — Krysia, z utęsknieniem oczekiwała na powrót męża.
— Byle prędzej! — nerwowo powtarzały jej usta.
Turski, jak zresztą to zapowiadał, przybył tuż przed dziewiątą. Spodziewał się, że zastanie Krysię w łóżku chorą i niezwykle dziwił się tą zmianą. Przed nim stała żona wesoła i uśmiechnięta, a zarówno sam pokój starannie uprzątnięty, jak i suto zastawiony stół nadawały mieszkanku jakiś odświętny charakter.
— Cóż to za ucztę przygotowałaś? — zapytał, wodząc dokoła zdziwionym wzrokiem po licznych zakąskach i butelce wina — Przecież nie spodziemamy się gości?
— Czyż z ciebie nie najdroższy gość! — zaś-
Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Złotowłosy sfinks.djvu/49
Wygląd
Ta strona została uwierzytelniona.
ROZDZIAŁ VI.
Butelka węgierskiego wina.