Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Złoto i krew.djvu/82

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

młode dziewczyny, znajdujące się w kawiarence. — Przechodziłem, tom se i zaszedł! Myślę, trzeba odwiedzić pannę Lodzię!
Podczas, gdy Dulembianka ze strachem spozierała na olbrzymią i budzącą grozę postać pana Tasiemeczki i na jego wstrętną twarz, przeciętą szeroką blizną, Lodzia, starając się opanować, wymówiła na pozór spokojnie, powstając.
— Pragnie pan coś spożyć?
Tasiemeczka podszedł do stolika, przy którym siedziała Dulembianka, obejrzał ją bezczelnie, jak się ogląda towar na wystawie, cmoknął ustami i opuścił się ciężko, obok, na krzesło.
— Cie... — wymówił. — Fajna dziewucha! Niezłe koleżanki ma, panna Lodzia! A wedle, niby zagrychy? Za zagrychę, dziękuję! Zdałaby się buteleczka piwa, bo gorzały, panna Lodzia, bez frajerstwo nie trzyma!
Jadzia, ze wstrętem porwała się z miejsca, jakby pragnąc pomóc Lodzi, w obsłużeniu gościa. Właścicielka kawiarenki, wyjęła, rzekłbyś obojętnie, z lodówki, znajdującej się koło bufetu, butelkę piwa, odkorkowała ją i wraz ze szklanką postawiła na stoliku, przed Tasiemeczką.
— Proszę!
Poczem, skinąwszy na Dulembiankę, odeszła do pokoiku, za kawiareką.
— Małgorzato! — zawołała, w stronę starej służącej, uwijającej się po kuchni. — Proszę, zejść do kawiarni, bo przyszedł gość! O ile czegoś zażąda, to obsłuży go Małgorzata!
Dulembianka, jeszcze nie mogła ochłonąć z wrażenia.
— Ależ, to istny potwór! — wyszeptała, gdy znalazły się same w niewielkim pokoiku, z staroświeckimi meblami — Nie dziwię się teraz, że się lękasz go! I takie bydlę, śmie zalecać się do ciebie!

— Bogu dzięki, że tu jesteś! — odparła z lekkim drżeniem w głosie — Nie ośmieli się on, napastować mnie w twej obecności! A gdy spostrzeże, że zastawiłam na dole starą Małgorzatę i nie mam

76