Przejdź do zawartości

Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Złoto i krew.djvu/66

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

winien! Bo i mnie, mocno podejrzane wydaje się twoje postępowanie!
— Jadziu! Co to znaczy!
Gdyby Korski był udowodnił wszystkie swe zarzuty, wysunięte przeciw Morenowi, panna Dulembianka, na pozornie dziwne szczegóły jego wizyty u Czukiewiczowej, nie zwróciłaby uwagi. Lecz Korski, nie tylko nic nie udowodnił, a się skompromitował. Wobec tego, cała historja nabierała w jej oczach odmiennego oświetlenia i nie mogła ona dłużej pohamować swej zazdrości.
— To znaczy — powtórzyła — że nie możesz temu zaprzeczyć, iż znajdowałeś się ukryty w kobiecej sypialni! Wogóle, zaczynam przypuszczać, że okłamujesz mnie bezczelnie.
— Okłamuję?
— Przed kilku dniami, nie przybyłeś do mnie całkiem wieczorem, a natomiast opowiedziałeś mi zręczną bajeczkę o tym jakimś napadzie, Czukiewiczowej i Brasinie. Dziwna rzecz, że do tej pory o tych faktach, w pismach nie było wzmianki.
— Ależ, pozwól...
— Nie, ty pozwól dokończyć! Jesteś literatem i masz bujną fantazję, a chcąc odwiedzać dawne kochanki, mnie pleciesz różne brednie, wyssane z kryminalnych romansów! Umieść to w swoich powieściach!
— Jadziu! Jak możesz.
— Nie mogę ci uwierzyć! Bo, dziś znowu wybrałeś się do tej wstrętnej Czukiewiczowej, w tajemnicy przedemną, nic mi nie wspominając, że zamierzasz ją odwiedzić! I gdyby nie przypadkowe zetknięcie się z Morenem, nic nie wiedziałabym o „ślicz nej“ wizycie! Skoro ją tak kochasz i wciąż do niej latasz, biegaj i nadal, ale mnie pozostaw w spokoju!
— Błagam cię! Pozwól mi się wytłumaczyć! Toć, doprawdy wszystko sprzysięgło się na mnie! — zawołał, usiłując pochwycić jej rączkę.

Lecz, ona wyrwała mu rękę i gniewnie zaiskrzyły się jej oczy.

60