Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Złoto i krew.djvu/46

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

tera, pisz na papirku, o co tobie w tych lewniakach chodzi?
Ralf już miał gotową notatkę. Wyjął ją i doręczył Tasiemeczce.
— Oto, ona! — rzekł. — Wasz „profesor“ wszystko z niej zrozumie! A za trzy dni przyjdę po papiery?
Uścisnął dłoń draba i uradowany, wybiegł ze spelunki.
Sądził, że znakomicie spełnił swe zadanie i że nikt go nie spostrzegł.
Ale, prawie w tejże chwili, podniósł się młody człowiek, w szoferskiej kurtce, od stolika i pośpieszył za nim.
— Antek! — zawołał, gdy się znalazł na ulicy, o kilka kroków za Morenem.
Ten drgnął. Było to jego prawdziwe imię, a i głos wydał mu się znajomy. Lecz udał, że nie słyszy.
Lecz, tamten, nie dał za wygraną. Dopędził Morena i mocno pochwycił za ramię.
— Antek! Cóż to, nie poznajesz starego przyjaciela?
— Psia krew! — zaklął Moren w duchu, przystając, gdyż inaczej nie mógł uczynić. Czego pan chce? — wyrzekł głośno. — Nie jestem żadnym Antkiem i nie znam pana! Musiał się pan pomylić!
Młody człowiek, w szoferskiej kurtce, począł się śmiać ironicznie.
— Nie znasz mnie? Felka Zawiślaka? Naprawdę, tak krótką masz pamięć?
— Powtarzam, że tu zachodzi nieporozumienie! Zawiślak, nie wypuszczając ramienia Morena, począł się głośno śmiać.
— Antek! Przestań bujać!...
Moren, widząc, że nie uda mu się zwieść dawnego towarzysza i że nie wyrwie się z mocnego uścisku, choć wściekły w duchu zrobił nagle uradowaną minę.

— Ach, to ty! — wyrzekł z lekkiem drżeniem w głosie. — Nie poznałem cię, w pierwszej chwili! Bardzo się zmieniłeś.

40