Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Złoto i krew.djvu/164

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Jadzia wraz z Zawiślakiem, patrzyli mu długo wślad, wciąż niby przykuci do miejsca, stojąc przed domem, w którym mieścił się „Feniks“. Obchodziło ich teraz mało, czy komisarz spełni swą pogróżkę i dobierze się Morenowi do skóry, czy też ten ujdzie wolno.
Wzrok ich wciąż błądził po tajemniczym domu, który niesamowicie przed niemi wyrastał, w słabem świetle latarni ulicznych. Choć zdawało się, że zwiedzili go tak, iż poruszona została każda szpilka i niemógł on ukryć żadnych sekretów, w ich duszach wciąż panował niepokój, a dziwne przeczucie powtarzało.
— Tam... tam...
A jednak — nagle wyrzekła stanowczo — niech Fitzke gada, co chce słyszałam wyraźnie jęk! Choć z drugiej strony...
Szofer, który zastanawiał się nad czemś od dłuższej chwili, raptem zmarszczył czoło, a ostre błyski zagrały w jego oczach.
— Moren nie jest tak winien — wyrzekł niespodzianie — jakby to na pierwszy rzut oka wydawać mogło! I bodaj, nie prowadził z nami podwójnej gry! Tylko... Tu zachodzą jakieś inne kombinacje.
— Jakie?
— Nie wiem? Sam nie wiem? Ale, wyczuwam coś podejrzanego...
— Sądzi pan? Że jednak Stach...
— Powtarzam, nic nie wiem! Ale, zanim Fitzke zdąży zawezwać Morena, ja pierwej postaram się z nim porozumieć!
Niestety, nie udało się Zawiślakowi spełnić tego zamiaru i z Morenem nie rozmawiał już nigdy!

ROZDZIAŁ XIV.
Nagroda.

W kilka godzin, po niefortunnej rewizji, około trzeciej w nocy, w mieszkaniu komisarza Fitzkego znajdowały się dwie osoby. Jedną z nich, był sam gospodarz — zaś drugą, Sonia.

158