Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Złoto i krew.djvu/104

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

padkiem posłyszane cyfry! Lecz, przez długi jęzór, czy też ciekawość wplątałeś się w sieć intryg i dziś wiesz, za dużo! A kto za wiele wie, ten z naszych rąk, już się nie wydostaje! Chyba...
— Chyba?
— Że Czukiewiczowa, poczyniła ci jakieś wyznania przed śmiercią, a ty nam szczerze o tem powiesz!
— Nic mi nie powiedziała! — zawołał z pasją, poznając, jak słuszne były przypuszczenia Czukiewiczowej, że prześladowcy, mimo zabójstwa Krebsa, nie zdążyli wytropić, gdzie złożył on depozyt. — Nic mi nie powiedziała! A co zaś waszych pogróżek względem mojej osoby się tyczy, to mnie nie przestraszycie! Prędko władze spostrzegą, że zginąłem i wpadną na wasz trop!
Jeszcze złośliwszy chichot zabrzmiał w pokoju.
— Wpadną na nasz trop? Zanim wpadną, z ciebie już nie zostanie ani śladu! Nie z takiemi, jak ty, dawaliśmy sobie radę, a z Kutiepowem trudniejsza była sprawa w Paryżu! Nasze piece, spalą każdego człowieka tak dokładnie, że pozostaje tylko mała kupka popiołu! Pojąłeś?
Wzdrygnął się.
— Łajdaki!
— Wymyślaj ile chcesz, lecz radzę ci dobrze się nad tem zastanowić! Nie myśl, żebyś stąd mógł uciec, lub się obronić, bo nawet browning zabraliśmy ci z kieszeni! A teraz żegnaj! Lada chwila zajedzie nasz samochód, a wtedy...
Nagle, zatrzasnął drzwi i klucz przekręcił w zamku, mimo całej wciekłości, aż odetchnął radośnie. Garbus, sądząc, że go zamyka, otwierał mu drogę na wolność. To też, zaledwie ucichły kroki w przedsionku, Korski pobiegł na palcach, w stronę pieca, gdzie, wedle słów Czukiewiczowej, znajdować się miało ukryte przejście.
Lecz, daremnie palcami naciskał tapetę, nie mogły one natrafić na żaden występ w murze, lub guzik, otwierający potajemne drzwiczki.

— Cóż, takiego?

98