Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Upiorny dom.djvu/65

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

przez miłość dla Freda nad sobą wielki wysiłek, nie tylko prześcigała się w uprzejmości, nie dając folgi nerwom, lecz również robiła wszystko, co było w jej mocy, aby i innych rozweselić. Unikano poruszania przykrego tematu, lecz...
Wspomnienia dźwięczały zbyt przykro, dręczyła straszliwa tajemnica, którą przypieczętowała śmierć, a niedługi nawet pobyt w Podbereżu wznowił w pamięci z wielką siłą obraz tragicznych wypadków...
To też, gdy po obiedzie, spożytym prawie w milczeniu, panie udały się do swych pokojów, aby wypocząć. — Fred raz jeszcze powrócił z Denem do zagadnień, jakie poruszali tylokrotnie nie znajdując na nie odpowiedzi.
— A jednak — rzekł — Mateusz zmarł naturalną śmiercią!
— Oczywiście! — przytwierdził detektyw. — Naturalną... Umarł na anewryzm serca... Z przerażenia... Tak stwierdziły oględziny... Tylko...
— Tylko?
— Wszystko byłoby zrozumiałe, gdyby nie znaki na szyi...
— Ach, te przeklęte znaki! — z gniewem zawołał Podbereski. — Widziałem je swego czasu u Wandy, znalazłszy siostrę zemdloną w djabelskim pokoju... Pamiętasz, opowiadała, że niewidzialna dłoń schwyciła ją za gardło...
Pozostawiajc wyraźny, sinawy ślad czterech palców...

— Właśnie! To samo stwierdziliśmy u Mateusza!

59