Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Upiorny dom.djvu/48

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Jestem, panoczku! — zabrzmiał tuż za nim głos.
Drgnął. Na progu stał Mateusz. Dzięki filcowym pantoflom, jakie miał na nogach, nadszedł prawie bez szmeru.
— Ach, to wy, Mateuszu! — zawołał Den zdziwiony nieco, dając mu znak, aby się zbliżył. — Tak wchodzicie po cichu, jak byście chcieli mnie podglądać!...
— Ja podglądać?... Żarty, panoczku... Takie mam pantofle...
— Hm... Mieliście coś mi w zaufaniu powiedzieć, ale nam przeszkodzono...
— Tak... Ważne...
— Więc...
Stary jął szeptać.
— Jaką? Panią Kinńską? — domyślił się detektyw.
Mateusz skinął głową.
— Panoczek wie? Pani Kińska! Wielki sekret przed naszym panem?
— Dlaczego?
— To zła kobieta!
— Gadajcie wyraźnie! — żachnął się Den, nie wiele rozumiejąc z tych półsłówek. — Co pani Kińska ma wspólnego z duchem?
— Hm... z duchem...
Służący zrobił znaczącą minę...
— Bo nasz panicz...

— Mateuszu! — Mateuszu! — rozległo się nagle głośne wołanie.

42