Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Upiorny dom.djvu/43

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

dzo pięknie i wierzę Flamarionowi na słowo... Lecz w wypadkach, jakie szanowny pan, cytuje, mamy do czynienia ze zjawiskami nadprzyrodzonemi, przechodzącemi nasze pojmowanie, lecz te zjawiska noszą łagodny charakter... Tymczasem w Podbereżu.
— Jeszcze nie skończyłem! — odrzekł starszy pan, powoli zapalając papierosa. — Wnet wyjaśnię wszystko! Ostatnią myślą, jaką człowiek na tamten świat zabiera może być nie tylko pragnienie skomunikowania się z pozostawionemi tu ukochanemi osobami, celem dopomożenia im w ten, czy inny sposób... Może również być gniew, nienawiść, chęć zemsty...
— Chęć zemsty?...
— Sporo naliczyć możemy straszliwych przykładów! Wymieniony przezemnie prof. Bozzano opisuje, jak zamordowany przybył, aby wskazać swego mordercę!.. Czasem zjawy wprost próbowały same sobie wymierzyć sprawiedliwość na swych wrogach, lub tych, kogo poczytywały za przyczynę ziemskich przykrości... W Warszawie więc, w jednym z mieszkań przy Placu Zbawiciela, zajmowanem przez rodzinę fabrykantów F., pojawiło się groźne widmo, usiłujące parokrotnie udusić córkę państwa F.... Widmo owo było upiorem inżyniera W., który odebrawszy sobie życie naskutek dość lekkomyślnego postępowania panny F. — w ten sposób usiłował dokonać zemsty z za grobu...
— Dziwne? Nie słyszałem!... — mruknął detektyw.

— Rodzina starannie zataiła prawdę, obawiając się kompromitacji! Widzi pan teraz, iż teorja głosząca o „monoideizmie” nie jest bez podstaw. Agonja, zmąco-

37