Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Upiorny dom.djvu/24

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

bowiem, stanowczo nadal Podbereski, że niesamowite objawy, ograniczają się li tylko do tajemniczego pokoju, gdy w innych słychać doskonale hałasy i jęki, widma jednak się tam nie pokazują...
Drzwi od obu komnat pozostały otwarte, nocowali tedy jakby w jednym pokoju. Leżąc w łóżku, detektyw doskonale widział Freda, jak ten, znużony gawędą, spał z głową, owiniętą w kołdrę, snem sprawiedliwego. Spał mocno, choć przysięgał przedtem, że nie zaśnie a czuwać będzie nad bezpieczeństwem przyjaciela. Lecz... Den przybył do Podbereża dość późno, bo około jedenastej wieczór a potem rozmawiali długo...
Uśmiechnął się i spojrzał na zegarek.
Druga.
Za oknami niebo z ciemno szafirowego poczynało stawać się szare, a sam pokój coraz wyraźniejszy, jakby kto z niego powoli usuwał zasłony.
Dziś więc nic już nie nastąpi!
Z żalem jakby, spojrzał Den na drzwi, wiodące do komnaty — „siedziby czarta”. Były zamknięte na klucz, tkwił on w zamku i najlżejszy szelest nie zdradzał, aby poza niemi miało się dziać coś osobliwego.

Detektyw, poprzednio już, nie mogąc pohamować swej niecierpliwości, zdążył zajrzeć do wewnątrz. Straszliwa komnata wyglądała, jak każda inna z komnat górnej części pałacu. Stare meble, obrazy, duże łoże rzeźbione, z baldachimem. Podobna do tej, w której się znajdował. Naogół ponuro. Lecz któryż pokój, nie wyda się ponury, przy migotliwym blasku świecy, jeśli na dodatek o nim krążą legendy?

18