Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Upiorny dom.djvu/234

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

du głowami, słysząc o niegodnych postępkach bliskiego krewnego, detektyw opowiadał dalej.
— Wogóle mój przyjazd pomięszał panu Karolowi szyki... Lękał się, że bez pomocy „Statutu” wszystko odnajdę... Należało więc wymyśleć takie „djabelstwo”, aby z Podbereża nas wypłoszyć. Po pierwszych groźnych odgłosach w dzień mojego przybycia, nastąpił tragiczny seans... Cel został osiągnięty... Drapnęliśmy, pod wpływem grozy, wiejącej od djabelskiej komnaty, a ja prawie zrezygnowałem z dalszej walki. W Podbereżu, w domku rządcy, pozostał tylko stryj. Lecz miałem powrócić. Otóż tę przerwę należało wykorzystać. Z jednej strony, Zieliński, w obawie, że śledząc obydwie sprawy i a nuż odnalazłszy skrytkę, gdzie znajdowały się i jego papiery, mogę natrafić na ślad prawdziwego mordercy Kirsta, postanowił skierować mnie na fałszywy trop, z drugiej strony, pan Karol, bez przeszkód, chciał przedsięwziąść ostateczne poszukiwania. Nadesłano więc anonim, rzucający cień na panią Kińską, a później Zieliński wydelegował dwie młode osóbki, aby mnie pilnowały dobrze i urządziły małą komedyjkę. Jedną z nich była jego kochanka, panna Lola, oddana mu na życie i śmierć, drugą zaś jej przyjaciółka. Zająwszy sąsiedni stolik, gdym znalazł się w restauracji, wszczęły głośną rozmowę o okolicznościach towarzyszących śmierci Kirsta, z których wynikało, że pani Mary jest zamięszana w tę sprawę...
— I pan uwierzył? — zawołała.

— Przyznaję ze wstydem... Uwierzyłem... Powtarzały takie szczegóły! Teraz dopiero rozumiem, że

228