Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Upiorny dom.djvu/221

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

i uda ci się wszystko zepchnąć na służbę!...” — „Nigdy!” — zawołałam, lecz on już otwierał zamek. A później ciekawie zajrzał do wnętrza skarbczyka... Och, jakże wyraziście mi się rysuje w pamięci ta scena... Dziwne przerażenie przykuło mnie do miejsca, nie mogłam się poruszyć, ani głosu z gardła wydobyć, by zawezwać pomocy... Stałam nieprzytomna... Gdy wtem rozwarły się drzwi i mój mąż ukazał się na progu. — „Więc — wykrzyknął w najwyższem uniesieniu — zakochana parka nietylko mnie zdradza, ale i okrada!... Planuje pewnie za moje pieniądze wyjazd! Rację miałem, żem udał, iż wychodzę na posiedzenie, a natychmiast powrócił do domu!” Kirst rzucił się do ucieczki i wybiegł z mieszkania, nie zatrzymywany przez męża. Pozostałam z nim sama i na mnie skrupił się cały jego gniew. Wreszcie rzuciłam mu się do stóp, wyznając całą prawdę. Lecz i to nie pomogło... Wydawało się, że uległ atakowi szału. Słowa moje rozdrażniły go tylko bardziej. „Tedy zostałem oszukany! — gwałtownie mną potrząsał. — Oszukany!... Ty żoną Kirsta!... A Kirst przestępcą... Nie kłam!... Działaliście w porozumieniu... Zastałem was, oboje, u otwartej kasy... Porzuć, wykręty!... Przecież, nie starałaś się mu przeszkodzić...” — „Ależ, zrozum — błagałam — pojmij”... — „Nic nie chcę słyszeć! — pochwycił się w przystępie rozpaczy za głowę. — Nic... Brudy... brudy... Hańba... Co mi pozostało? Oddać żonę w ręce władz? Narazić się na taki okropny wstyd? Nie móc oczu podnieść na ludzi? Nie, tego nie przeżyję... Lepiej...” I zanim mogłam temu przeszkodzić, wyrwał browning z kieszeni

215