Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Upiorny dom.djvu/217

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Och, jakżeż żałowałem później! — zawołał.
— Ponieważ nie nastąpił akt złączenia, a przekonana byłam o śmierci Kirsta, wstydząc się mojego poprzedniego z nim związku, bo rewelacje o Kirście przedostały się do prasy i przyjęłam posadę w banku pod panieńskiem nazwiskiem, zataiłam pierwsze moje małżeństwo przed dyrektorem Szoltze, a brat zaręczał, że mogę tak postąpić bez obawy...
— Zawiniłem bardzo...
— Związek mój z Szoltzem nie należał do najszczęśliwszych... Aczkolwiek pozornie stanowiliśmy przykładne stadło... Dopiero, po upływie paru lat pojęłam, że dobrobyt i stanowisko towarzyskie, nie zastąpią serdecznego ciepła... Szoltze, najzacniejszy człowiek, kochał mnie po swojemu, lecz był niezwykłe zazdrosny... Czasem czynił mi sceny, bez powodu, li tylko dla tego, że wydawało mu się, iż zbyt mało mu okazuję uczucia... Niestety, nie umiałam kłamać... Byłam doń przywiązana, żywiłam wdzięczność, ale nie potrafiłam się zdobywać na wybuchy udanej namiętności, dla starszego mężczyzny, który, z wieku, mógł być moim ojcem... Nieraz płakałam, przygnębiona, iż uległam pokusie uczynienia „karjery”... Ułożyłoby się jednak, zapewnie, jakoś nasze życie, bo przyrodzona uczciwość powstrzymywała mnie od jakichkolwiek niewłaściwych postępków, a mąż nabierając dla mej osoby szacunku wyzbyłby się swej chorobliwej zazdrości, gdyby...

— Gdyby nie powrót Kirsta! — mruknął nagle Den.

211