Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Upiorny dom.djvu/15

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

przychodzisz, bo masz sprawę do mnie! Niema karesu, bez interesu... Mów krótko... Kradzież? Szantaż? Napad?
Również i Fred roześmiał się na tak szczere postawienie kwestji przez detektywa. Przecząco jednak potrząsnął głową.
— Nie neguję — rzekł — że sprawdza mnie pewna sprawa... Bardzo się wstydzę i postaram się w przyszłości poprawić i cię przebłagać... Ale nie jest to żadna z tych, któreś wymienił.
— Więc? — zapytał, zaciekawiony Den.
Fred nagle wypalił.
— Mój drogi! Czyś ty kiedyś zajmował się okultyzmem, spirytyzmem i podobnemi djabelstwami?
Detektyw spojrzał zdumiony na przyjaciela.
— Owszem — odparł — czytałem wiele dzieł z tej dziedziny... Lecz nie pojmuję, co to może mieć wspólnego z moim zawodem?
— Właśnie, że ma i bardzo wiele... Bo, wyobraź sobie, u nas, w Podbereżu, dzieją się takie rzeczy, że doprawdy ludzkie pojęcie... przekracza.
— No... no...
— Widzę, uśmiechasz się ironicznie... Ja również, do niedawna byłem niedowiarkiem...
— Tedy duchy, zjawy i w tym rodzaju awantury? — zapytał Den żartobliwie, a gdy Podbereski skinął głową, dodał — wierz mi, ilekroć w praktyce z podobnemi „zjawiskami” miałem do czynienia, dawały się wytłómaczyć w daleko naturalniejszy sposób..

Fred aż podskoczył na swem miejscu.

9