Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Sekta djabła.djvu/85

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

przemknął w oczach Kunar Thavy. Wnet, jednak odrzekł spokojnie:
— Cóż z tego?
— Jakto, cóż z tego? Czarny trójkąt stanowi oznakę stowarzyszenia „Braci i Sióstr Odrodzonych”, którego pan jest mistrzem!
— Nic nie wiem o tem!
Różyc stracił cierpliwość.
— Panie Wryński! — zawołał. — Nie grajmy w ciuciubabkę! Pan ciągle zaprzecza! Miejże pan odwagę przyznać się do swych czynów! Jest pan doskonale poinformowany, że wiem więcej od innych, a nawet obawia się pan mnie...
— Ja obawiam się pana?
— A cóż innego miała oznaczać wczorajsza wizyta w ciele astralnem? Odwiedził mnie pan w moim gabinecie i roześmiał się nawet głośno, chcąc zaznaczyć swą obecność? Zanadto wiele niebezpieczeństw przedstawia taki eksperyment, by robić go sobie ot, tak dla fantazji. Wszak pisał pan sam, w którejś swojej broszurze, że ci, którzy porzuciwszy swą ziemską powłokę, w postaci eterycznej krążą w przestworzach, narażeni są na napaści larw, demonów oraz innych istot niewidzialnych i że zagraża im obłęd i śmierć. Nikt, nie odważy się na podobną ekskursję, nie mając poważnych celów na widoku. I pan je miał, panie Wryński. Pragnął pan przekonać się jakiemi dowodami rozporządzam i czy poważnie panu zagrażam...
Wryński nagle zrzucił maskę. Wyprostował się, a jego oczy dotychczas nieco przygasłe, znów nabrały niesamowitego blasku.

— Więc, byłem! — rzucił ostro. — Cóż z tego? Na-

79