Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Sekta djabła.djvu/127

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

szczęśliwie się skończyło. Dla Lesickiej, lepiej się stało, że umarła. W części przekreśliła swą winę. Co zaś tego zbrodniarza, Wryńskiego się tyczy, musi ponieść zasłużoną karę. Mniema, że skoro ukradł list, wszystko zostało zatuszowane. Myli się grubo. Na zasadzie naszych wskazówek, a przedewszystkiem twoich zeznań Muro, władze gorąco zajmą się jego osobą.
Różyc, również pałał chęcią pomszczenia swych dotychczasowych porażek na Wryńskim.
— Natychmiast — oświadczył — udam się do komisarza, prowadzącego dochodzenie w sprawie samobójstwa Lesickiej. Na szczęście, znam go bardzo dobrze. Przedstawię mu, posiadane przez nas dane i postaram się, aby pannie Murze oszczędzono przykrości, mogących wyniknąć z tej całej przygody...
— I ja udam się z tobą! — zawołał Grodecki. — Zaczekaj na mnie, Muro! Powrócę, najdalej, za godzinę!
Raz jeszcze ucałował ją serdecznie i wyszedł razem z Różycem.

Pozostała sama. Nie wiedziała, czy smucić się, czy cieszyć, że cudem ocalała z niebezpieczeństwa. Choć obcem jej było prawdziwe znaczenie „ceremomji” Bafometa, aż za dobrze pojęła, jakiego rodzaju było „towarzystwo”, do którego ją wciągnięto. Wyłudzenia, szantaże. A najwięcej gniewała teraz Murzę, własna jej głupota. Czyż po wczorajszym wizycie u Wryńskiego, nie powinna się była zorjentować. Sataniści? Czciciele zła? Gdyż nie ulegało najlżejszej wątpliwości, że teorje wygłaszane przez Bucickiego, jakie ją tak przeraziły, a które Kunar Thava niby to w śmiech obracał, były również teorjami Wryńskie-

121