Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Sekta djabła.djvu/101

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Milczała, daremnie szukając wyjścia. On, tymczasem, przystąpił do dalszego ciągu swego zadania.
Że wszystkiego widzę, że gdyby pani zechciała, wiele mogłaby wyświetlić! Tem bardziej, że Wryński szykuje nową zbrodnię. Jest to główny powód, dla którego przychodzę. Tej zbrodni można jeszcze przeszkodzić. Po hrabiance Izie, nową ofiarę wciąga w swe sidła.
— Kogo?
— Pannę Murę Rostafińską, narzeczoną mego przyjaciela Grodeckiego!
Więc to chodziło o Murę i o tego młodego człowieka, o którego otarła się wczoraj.
Przed oczami Lesickiej zawirowały czarne i żółte koła. Różyc przybywał do niej po ratunek, do tej samej, która nieszczęsną pchała w przepaść. Odwróciła się raptownie, chcąc ukryć swe wzburzenie, a tylko jej palce gwałtownem szarpnięciem, rozdarły batystową chusteczkę, jaką dotychczas bawiła się machinalnie.
Zdenerwowanie Lesickiej, nie uszło uwagi Różyca. Sądził, że jego gorąca prośba, przezwycięży jej lęk i postanowił energicznie nacierać.
— Pani! — jął przemawiać ciepło i serdecznie. — Panna Mura jest bardzo naiwną osóbkę, która nie wie, co czyni. Niczem ćma, leci na oślep w ogień. Wryński, tak ją omotał, że nie wierzy w najżyczliwsze ostrzeżenia. Nam trzeba dowodów. Ocal ją pani! Powiedz wszystko, co w tej sprawie możesz powiedzieć. Przecież, chyba nie pragniesz, by nowe stało się nieszczęście..

Lina mało nie załkała głośno. Błagał ją o to, co ona sama jaknajchętniej pragnęła uczynić. U ratować Murę? Lecz, w jaki sposób? Chyba, narażając bezpowrotnie,

95