Przejdź do zawartości

Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Salon baronowej Wiery.djvu/52

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Tom, był z zawodu fordanserem. Dawniej tylko wątpliwej moralności dziewczyny robiły tego rodzaju karjery, dziś poszukują ich i pewnej kategorji mężczyźni. Zachodzi tylko ta różnica, że gdy przed niewielu laty podobnego młodzieńca określano dosyć dobitnie i stał on, poza nawiasem społeczeństwa, obecnie najpoważniejsi panowie pozwalają mu obtańcowywać swe żony i córki, a nawet podają rękę wsuwając doń dyskretnie napiwek. Pan Tom, na podobieństwo swej siostry usiłował się wybić, a nie posiadając żadnych skrupułów, imał się niezbyt czystych interesów. To też, kiedy Grąż, po naradzie z dawną kochanką, chcąc oplątać Ordeckiego przez żonę, zaproponował mu usidlenie za pewną sumkę tej ostatniej, na propozycję zgodził się chętnie. Lili Ordecka, osóbka dość lekkomyślna, korzystając ze zbytniej swobody, pozostawionej jej przez męża, często w towarzystwie koleżanek odwiedzała właśnie dancing, w którym on się popisywał. Również często i chętnie tańczyła z nim, znakomitym choreograficznym mistrzem. W podobnych warunkach, począł szeptać pani Lili czułe słówka, na które się nabiera tyle lekkomyślnych kobieciątek, później umówić się na jakieś spotkanie, a później wciągnąć do kawalerskiego mieszkania, wydawało się rzeczą nader łatwą. A potem, przecież zagrozić można szantażem. Zagrozić można, że o ile nie wpłacona zostanie pewna sumka, mąż wszystkiego się dowie. Oto był „szlachetny“ plan, podsunięty przez żądnego zarobku Toma, a zaakceptowany, po niejakim wahaniu przez Grąża, nie znajdującego w swych tarapatach, których jednym z głównych sprawców był Ordecki, innego wyjścia.
Oto była przyczyna, że Grąż dowiedziawszy się rano o śmierci pani Lili, siebie poczytywał za moral-

48