Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Rycerze mroku.djvu/73

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

się na kawałki a na czole Wawrzona zarysowała się krwawa pręga.
— O, ty chorobo!
Ale niewiasta nie czekała na mężowską zemstę a odwróciwszy się żwawo, pobiegła do kuchenki, na z góry przygotowaną pozycję, gdzie z trzaskiem zamknęła się na klucz. Balas pośpieszył za nią, szarpnął razy parę za klamkę, lecz widząc, że drzwi są dobrze zamknięte, zaklął jeno brzydko.
Welski, który w milczeniu przyglądał się tym bohaterskim zapasom, poczuł, jak jakaś delikatna go dotyka rączka. To panna Mary ujęła go lekko pod ramię.
— Chodźmy z tąd!
— Pani sobie życzy, abym wyszedł?
— Naturalnie, cóż pan tu będzie robił? Oni najlepiej sami się pogodzą!
— Wawrek, zabieram ci na godzinę gościa! — rzuciła krótko i oboje znaleźli się na schodach.

Lecz jeśli nie zadziwił się Wawrzon niespodziewanem zniknięciem pary, tak sapał i zajęty był obmyślaniem sposobów zemsty nad swą połowicą a również obcieraniem kropli krwi, sączących się z ranki na czole — projekt nieprzewidzianej przechadzki zaintrygował Welskiego. Już w samochodzie, jadąc do Balasa, zauważył, że ładna dziewczyna przygląda mu się niemal natarczywie — nie wszczynał z nią jednak rozmowy — zatopiony w rozmyślaniach i na siebie zły, z powodu owej na wy-

67