Przejdź do zawartości

Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Rycerze mroku.djvu/36

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

że na ich widok uległby pokusie najcnotliwszy — na pół leżąc na kanapie, ćmiła papierosa i przyglądała się krzątacemu po pokoju Bilukiewiczowi.
Kasjer przysunął do otomany mały stoliczek, ustawiał na nim butelki z likierem o strzelistych szyjkach, szykował filiżanki do czarnej kawy. A czynił to namaszczeniem, jakby sprawdzał bilansowe księgi.
— Cóż to, wujaszku — ozwała się poutale czarująca istota — służby nie trzymasz?
— Ot, tak, nie... uważał za zbyteczne tłomaczyć, iż umyślnie zwolnił służącą, by ta mu nie przeszkadzała w miłosnych zapałach.
Czarująca istota snać nie dawno nadejść musiała i była po raz pierwszy w mieszkaniu pana kasjera, bo rozglądała się na wszystkie strony, ciekawie spozierała na dość skromne meble i banalne drobiazgi, jakby pragnąc z tych szczegółów wywnioskować o zamożności gospodarza. Ocena wypadła nieszczególnie, bo skrzywiwszy nieco usteczka, rzekła — Skromnie mieszkasz, wujaszku!
— Jak stary kawaler... Nie zważam na elegancje... Pani domu mi brak...

Jedną z ulubionych przynęt Bilukiewicza było opowiadanie o poszukiwaniu dozgonnej towarzyszki życia i na tą przynętę nabierało się wiele lekkomyślnych niewiast. Miało to tę dobrą stronę, że bogdanki, marzące o ustaleniu swego losu, stawały się czulsze i więcej oszczędzały kieszeń kasjera. Nawet w sprawach miłosnych był on bowiem roz-

30