Przejdź do zawartości

Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Rycerze mroku.djvu/33

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

pozwolę... No jak się czujesz, derechtor?... takeśmy go nazywali, bo przedtem w jakimś banku pracował...
Pod wpływem wypitego alkocholu i siłą niemal wmuszonego jedzenia, Welski poczuł się znacznie lepiej. Ogarniało go przyjemne ciepło a wraz z tem dziwna niemoc i spokój. Po długiem wyczerpaniu nerwowem i przymusowym poście, czuł się teraz tak, jak czuje się wąż boa, gdy go spotka obfita, niespodziewana uczta. Siedział odurzony, nie rozumiejąc prawie, o czem dokoła mówią, a na wprost do siebie zwrócone zapytanie gospodarza skinął głową i znów przymknął oczy.
— Z głodu, jak się najeść zawsze tak bywa — filozoficznie zauważył Balas — trza go położyć... Na ulicę chłopa nie puszczę, bom uczciwy złodziej i kasiarz a nie żaden pieski syn, jenteligent... Lucka rychtuj no na kanapie posłanie... Po chwili Welski rozebrany, chrapał snem sprawiedliwego, starannie otulony przez gospodarza kołdrą. Ten, przez czas jakiś patrzył uważnie na śpiącego, później podszedł do stołu, łykną z dwa wielkie kielichy czyściochy — aby nie męczyły nocką sny i zmora — poczem jął mruczeć sam do siebie.
— Co tam gadasz? — zagadnęła go połowica
— At, tak sobie...
Lecz pani Lucka umiała odgadywać nawet najskrytsze myśli męża.

— Niby kombinujesz wedle tego, czy u nas z niego może wyjść jaki pożytek?

27