Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Rycerze mroku.djvu/223

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Nigdy! — wrzasnął Bilukiewicz — Chcecie mi zagrabić ostatnie grosze!
— Hm... zagrabić? Więc, nie zgadza się pan?
Kasjer ciężko walczył ze sobą.
— W takim razie nie pozostaje nic innego, jak wezwać policję! Sprawdzi ona tajemnicze gdańskie konto...
Bilukiewicz poczuł się ostatecznie zwyciężonym. Wszak na owym koncie, miał blisko pięćdziesiąt tysięcy. Dwadzieścia... pochodziło z tej historji w banku... resztę „uciułał” ze szwindli i lichwiarskich procentów... Jeśli władze bezpieczeństwa...
— No, jak będzie? — niemiłosiernie naciskał go dalej detektyw.
— Zgadzam się! — wykrztusił z trudem — Oddam!... Co zechcecie napiszę... A czy potem będę wolny?
Drohojowski skinął głową.
Po chwili, kasjer pisał, pod dyktando detektywa:
„Niniejszem, ja niżej podpisany, Dezydery Bilukiewicz, powodowany wyrzutami sumienia...
— Piękne wyrzuty sumienia! — zauważył w duchu Welski, zajrzawszy piszącemu przez ramię.

„....powodowany wyrzutami sumienia, oświadczam, iż przywłaszczyłem sobie dwadzieścia tysięcy, — znajdujących się w kasie banku X (połowę zawartości opieczętowanego depozytu) — o które to przywłaszczenie niewinnie posądzony i ukarany

217