Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Rycerze mroku.djvu/134

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Mnie może pan ma na myśli?
— A choćby i tak było!
Zaległo milczenie.
— Panu, jako detektywowi — wreszcie ozwał się hrabia — wolno przypuszczać, co się żywnie podoba. Moje porozumienie z apaszami? zamachy na Welskiego? sfałszowany podpis? Hm... no i co dalej?... Wszystko to trzeba udowodnić, a gdyby nawet udowodnić się dało... Welski, jako karany sądownie, zapisu nie otrzyma!...
— Otóż to właśnie! Tedy...
Detektyw umilkł i zrobił pauzę.
— Tedy — przemówił na nowo — proponuję wyraźnie... co wiem, utonie jak w grób... zapis zaś przypadnie Welskiemu!
— Co takiego?
— Wszak powiedziałem wyraźnie!
Leszczyc uniósł się nieco od stolika.
— Szantaż! — syknął.
— Może i szantaż. Daję dwa dni do namysłu.
Detektyw skłonił się i wyszedł. Był już po temu czas najwyższy, bo sąsiedzi poczynali się przysłuchiwać coraz bardziej gwałtownej rozmowie.
W pół godziny później — Leszczyc pędził do Bilukiewicza.

XII.
PODWÓJNA ZASADZKA.

Kiedy Leszczyc zadzwonił do mieszkania Bilukiewicza i ten sam mu drzwi otworzył — wnet

128