Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Półświatek.djvu/17

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

znaczy. Stawała się zato coraz szykowniejsza, a mąż w zaślepieniu prawdziwego skąpca, nie zwracał na stroje pani uwagi, rad, że ta go o pieniądze nie prosi. Trwał sporo czasu ten błogosławiony stan, dopóki nie nadszedł termin płacenia rewersów. A wtedy stała się rzecz jeszcze dziwniejsza. Wszystkie, bez wyjątku weksle znalazły się w posiadaniu firmy „Helwira“ — który sam siebie na blankietach określał, jako salon mód. Może kupcowe były jej agentkami? „Helwira“ z początku wystąpiła bardzo grzecznie. Gdy pani Lenka przerażona ogólną sumą długu, wynoszącą tysiąc pareset złotych, oświadczyła, że zapłacić nie może, zjawiła się do niej, oczywiście pod nieobecność męża, przedstawicielka frmy, proponując sprawę nader prostą. Pani Lena wystawi nowe weksle z terminem trzymiesięcznym, oczywiście na sumę wyższą no i... z żyrem męża. A kiedy pani Lena, dzięki lekkomyślności i chęci za wszelką cenę odwleczenie awantury zgodziła się na ten warunek — przedstawicielka „Helwiry“ chętnie nazajutrz przyjęła nowe zobowiązanie, opiewające na blisko dwa tysiące i podpisane dwoma nazwiskami. Urzędniczki nie raziło nawet, że podpis „Ignacy Okoński“ był całkowicie podobny do podpisu pani Leny.
Lecz trzy miesiące upłynęło. „Helwira“ obecnie całkiem zmieniła ton. Albo pani Lena zapłaci, albo weksle zostaną zaniesione do męża.
Straszne! Co robić? Sfałszowany podpis... Gotów, jako oszustkę odwieźć do matki, kto wie, dopuści do sprawy sądowej... Dziś pani Lena czyniła ostatnią próbę. Mąż dwóch tysięcy nigdyby nie dał. Lecz sądziła, że wydostawszy odeń pareset złotych,