Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Półświatek.djvu/142

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Przekleństwo zawisło na ustach Helmanowej, lecz wstrzymała się z całej siły. Doświadczenie nauczyło ją, że gniew bywa złym doradcą, a po tysiąckroć razy lepiej się wychodzi na przebiegłości i udawaniu. Jakiś obwieś przyczepił się do Hanki? Pragnie ją zabrać? O dużą stawkę chodzi, bo chodzi o przyszłość... W niezrozumiały sposób zawarł znajomość z tak dobrze ukrytą i strzeżoną dziewczyną? Cóż to znaczy? Hanka jest widocznie zupełnie inna, niż mniemała dotychczas... Lecz jeśli wybuchnie, zamknie się ona w milczeniu, lub odejdzie i Helmanowa niczego się nie dowie... A tu należy ostrożnie dojść po nitce do kłębka, wyświetlić, co to znaczy.
— Moja droga! — rzekła całkowicie zmieniając ton. — Nigdy nie było moim zamiarem stawać na drodze twego szczęścia... Przykro mi oczywiście bardzo, iż działasz w tajemnicy przedemną... Trudno... pozwól mi raz jeszcze powtórzyć, że niedoświadczone z ciebie dziecko i łatwo możesz pobłądzić... Choć dążysz do wyraźnego ze mną zerwania, twój los napawa mnie trwogą i nadal jestem obowiązana troszczyć się o to, aby ci krzywda się nie stała... Kim jest ten pan?
— Student! — odparła, po chwili wahania Hanka.
— W jaki sposób go poznałaś? Przyzwoity człowiek?
— O bardzo...
— Czemuż źle wyraża się o mnie?
Hanka zdecydowała się na szczere wyznanie:
— Nie chcę, abyś mnie posądziła o niewdzięcz-