Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Półświatek.djvu/131

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

handlowe, a przecież dobrze prowadzona firma tylko zaszczyt przynosi nazwisku... Nie mogę bywać często w „Helwirze“, gdyż ci przeszkadzam w zawodowych sprawach, a najprostsze przecież było mnie tam wciągnąć, jako twoją zastępczynię i pomocnicę... w pozornie świetnie prosperujący interes „konfekcyjny“?
Czemuż te wszystkie zastrzeżenia? Czemuż bawiąc zagranicą, — gdzie zdala byłam trzymana od wszelkich twoich spraw, nigdy nie wspominałaś, że masz salon mód, raczej dając do zrozumienia, iż jesteś kapitalistką, a po ojcu pozostał znaczny majątek... Och, dalej nie śmiałam nalegać i cię zarzucać zapytaniami... Ale w duszy mej zrodził się potężny niepokój... Aż wreszcie przyszedł ten dzień... Niechaj on będzie przeklęty... Nie rozumiem, jak przeżyłam tę chwilę...
— Cóż takiego? — głucho wymówiła Helmanowa.
— Pamiętasz, może dwa tygodnie temu... Po raz pierwszy zdecydowałaś się ze mną pokazać publicznie, czego przedtem nie czyniłaś nigdy, a co niemało mnie martwiło, bo sądziłam, że mnie się wstydzisz... Pojechałyśmy wówczas do teatru...
— Samaś o to prosiła! Lecz cóż ma teatr do tych posądzeń? — mruknęła znowu Helmanowa ze zdziwieniem.
— Posądzenia zamieniły się w pewność! — Hanka mówiła teraz coraz ciszej, coraz boleśniej — W pewność!... Po długich więc namowach ustąpiłaś i znalazłyśmy się w teatrze... Choć siedziełyśmy w loży, zastanowiło mnie, czemu wiele osób w an-