Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Ofiary półświatka.djvu/80

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Maryśka! Uprzedzam... Jeśli nie cofniesz się dobrowolnie, usunę cię siłą!
— Ty mnie usuniesz siłą?
— Tak!
— Zobaczymy!!
Patrzyła na niego wyzywającym wzrokiem. Ale Fred już nie panował nad sobą. Pochwycił za rękę dziewczynę, starając się ją odciągnąć od drzwi. Oczekiwała tylko na to.
— Bije mnie! Bije! — wrzasnęła nieludzkim głosem — Znęca się!... Na pomoc!... Ratunku!..
Fred puścił rękę i cofnął się przerażony. Tego tylko brakowało, by w tej przeklętej spelunce nie wybuchnął głośny skandal.
Uspokuj się, Maryśka! — jął prosić — Przecież ja...
— Nie uspokoję się! — wołała jaknajgłośniej — Uderzył mnie!... Uderzył!...
— Maryśka! Zbiegną się ludzie...
— Chcę, żeby się zbiegli!...
— Maryśka!... Błagam cię, Maryśka...
Helmanowa, stojąc za drzwiami, ścisnęła córkę silnie za ramię
— Słyszysz?
Na czole Hanki perliły się wielkie krople potu, a oczy rozszerzył wyraz bezmiernej męki. Nie skłamała matka. Jest świadkiem brutalnej sceny pomiędzy Fredem a jakąś wstrętną ulicznicą. I ten okropny okrzyk:
— Maryśka! Błagam cię, Maryśka...
Helmanowa zerknęła z triumfem