Przejdź do zawartości

Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Ofiary półświatka.djvu/193

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

a opuścić dom, o świcie, natychmiast po jej otwarciu. Było to możliwe, że mordercy spędzili całą noc w apartamentach ofiary, ale w takim razie, w jaki sposób z mieszkania Helmanowej wywleczono po cichu Maryśkę? Wszak po śmierci kochanka musiała krzyczeć, protestować?
Władze będąc dość daleko od prawdy, nie ustawały w poszukiwaniach. Zarządzono natychmiast po wszystkich spelunkach, „melinach“ i u paserów obławy, lecz te obławy nie doprowadziły do celu. Dziwnym zbiegiem okoliczności, jaskinia Jengutowej nie była jeszcze policji znana, to też przetrząsając przeróżne nory w jej okolicach ominięto ją, pozostawiwszy w spokoju. Pocieszano się tylko myślą, że brylanty Helmanowej, przedstawiające wartość bardzo znaczną, nie tak łatwo będzie można spieniężyć i sprawcy, prędzej czy później, sami się zdradzić muszą.
Mała to była pociecha dla Freda, że złoczyńców kiedyś pochwycą i ukarzą! Och, jakże mała! Drżał cały, prawie nie wychodził z policyjnych urzędów i chwilami mu się wydawało, że z rozpaczy postrada zmysły.... Toć, jeśli zamordowano Helmanową, czy zbrodniarze córkę oszczędzą? Mówiło mu straszliwe przeczucie, że nie oszczędzą, gdyż nie otrzymawszy okupu a zagrabiwszy pieniądze i kosztowności, najspokojniej zgładzą tę, która mogłaby później ich zdradzić...
Szalał, myśląc o tem, a paznokcie wpijał w ciało do krwi, by nie krzyczeć z rozpaczy i bólu — a wszelkie słowa pociechy i nadziei, któremi starał