Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Ofiary półświatka.djvu/19

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

czynało jej się podobać już to zaproszenie, a piersi rozsadzała duma. Właścicielce „Helwiry“ musi zależeć na niej, skoro tak nadskakuje, pragnie wejść w zażyłe stosunki?
A jak inaczej, protekcjonalnie, z góry ją traktowała za pierwszym razem? Nic dziwnego. Lenka pokazała, co potrafi, a za jej plecami stoi potężny Horwitz. Omota ostatecznie dyrektora, zostanie jego żoną, a wówczas nietylko Helmanowa, lecz wszyscy będą się ubiegać o względy pięknej Lenki...
Niestety, zgoła inne myśli zrodziłyby się w główce lekkomyślnego kobieciątka, gdyby w tejże chwili mogła powrócić do Helmanowej i z ukrycia podsłuchać jej monolog.
Bo, zaledwie za Lenką zamknęły się drzwi, właścicielka prześwietnego salonu mód, roześmiała się na głos.
— Och, głupia oślico! — wymówiła z dziwną zawziętością — Już ja ci wyprawie kolację!... Uczczę Horwitza!... Byle wam bokiem nie wyszła ta kolacja!.. O jednej rzeczy nie wiesz, kochana Lenuchno... że prócz was, zaproszę jeszcze, nieoficjalnie, innych gości... Oczywiście twego braciszka... Freda... no i... Hankę... A postaram się, żebyś zaprezentowała się im jak najlepiej... Ciekawam, potem, rodzinnej rozmowy!