Strona:Stanisław Antoni Wotowski - O kobiecie wiecznie młodej.djvu/82

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— A komnata duchów? — pyta Arnoult — toć brat pisze wyraźnie...
Majordomus aż podskoczył.
— Szalony chyba być musi... ni chwili nie wątpię o odwadze waćpana — zwraca się do Ninon, którą bierze za męża Arnoult — lecz na sumienie! gubić was nie mogę! Wszak z tych co nocowali w tej przeklętej komnacie — nikt żyw nie wyszedł... Od lat dziesiątków najśmielszy nie waży się tam mieszkać... a służba nawet ze strachem izbicę djabelską uprząta...
— Nie kończ waszmość — przerywa Arnault — znamy te baśnie i nie lękamy się niczego! Zresztą rady niema, tem bardziej, że bytność nasza ukrytą ma być dla dworu. Małżonka mego nie miłuje Król Jegomość...
Długo trwają namowy. W końcu majordomus mięknie i sam prowadzi awanturniczą parę do straszliwej komnaty. Zapala świece i ze drżeniem w głosie życzy dobrej nocy, polecając ich duszę Bogu.
Ninon z tej procedury nic nie rozumie. Za to chytra Arnoult czuje się jak ryba w wodzie. Myszkuje po pokoju, obstukuje ściany, włazi w komin, obmacuje buazerje. Naraz wydaje okrzyk radości.
— Jest! — woła.
— To tylko jest — mówi Ninon — że ja nic nie rozumiem!
— To zaraz zrozumiecie — tu Arnoult poczyna majstrować koło buazerji, ciśnie główkę złoconego cherubinka... i gdyby za skinieniem różdżki czarodziejskiej ściana rozwiera się, uka-