Przejdź do zawartości

Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Niebezpieczna kochanka.djvu/269

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Zwiąż go! — rzekła do awanturnika.
A gdy ten krępował Boba, dodała.
— Posłuchaj, gagatku, co ci powiem! Po twej zdradzie, zmuszeni jesteśmy natychmiast uciekać z willi. Sam to chyba rozumiesz! Nikogo jednak nie uśmierciliśmy i nie mamy zamiaru uśmiercać. I tobie włos z głowy nie spadnie. Poleżysz parę minut, związany. Twoja Zosieńka znajduje się zamknięta w piwnicy, która otwiera się mechanicznie. Wystarczy nacisnąć ten guziczek — wskazała na ukrytą w ścianie sprężynkę, a otworzą się drzwi i będzie wolna. Skoro odejdziemy, łatwo ściągniesz więzy, bo nie są mocne i najdroższą oswobodzisz. Pojąłeś?
Patrzył na nią wciąż, nieco błędnemi oczami i znać było, że usiłuje ogarnąć sytuację.
— Pojąłeś?
Zrozumiał, nareszcie. Zosieńkę uwięziono, lecz żadna krzywda jej się nie stała, tamta para zaś szykuje się do ucieczki. Nadal jednak milczał, nie chcąc się wdawać z Tamarą w rozmowę.
— Za kilka minut nas w willi nie będzie! — wyjaśniła dalej Orzelska. — Nie uczyniliśmy, odchodząc, nikomy krzywdy. Zamknięcie Zosieńki, jest tylko środkiem ostrożności... I ciebie przymkniemy na klucz! A później zwalniaj na narzeczoną... Możesz to uczynić śmiało! Nie obawiamy się tego, bo nikt z was nie ośmieli się zarządzić pościgu!
Pochyliła się nad nim, umyślnie rozluźniając więzy. Później skinęła na swego towarzysza i wyszła z hall‘u, rzucając Szareckiemu dziwne spojrzenie na pożegnanie.

267