Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Niebezpieczna kochanka.djvu/265

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.




ROZDZIAŁ XXII.
Bob.

Podeszła do wejścia, lecz zanim rozwarła drzwi, jej oko zbliżyło się do niewielkiego, okrągłego otworu, przez który widać było można, co się działo zewnątrz willi. Przez te ukryte okienko, ongi obserwowała i Krzesza, gdy ten niespodzianie chciał dostać się do pałacyku.
Teraz wpatrywała się czas jakiś, aż jej twarz rozjaśnił dziwny uśmiech.
— Któż, tam? — zapytał cicho Raźnia-Raźniewski, zaciekawiony.
— Jeden tylko przeciwnik i w dodatku, niegroźny! Nawet bardzo się cieszę, że go widzę!
— Nie pojmuję!
— Pan Bob Szarecki, zamierza nam złożyć wizytę!
— Aha! — mruknął awanturnik, że złym błyskiem w oczach.
Istotnie, za drzwiami znajdował się Bob. Tknięty jakiemś przeczuciem, nie dokończył on swego li-

263