Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Niebezpieczna kochanka.djvu/252

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.




ROZDZIAŁ XX.
To jeszcze nie nasze ostatnie słowo...

Panna wykonała ruch, jakby pragnąc odszkoczyć, ale już było zapóźno. Niespodzianie awanturnik rzucił się na nią i oplótł ją swemi rękami, a Tamara wetknęła jej w usta chusteczkę, aby uniemożliwić wołania o pomoc.
— Ratunku! — ryczał dalej chory — Mordują! Mordują!
Lecz i z nim Orzelska poradziłaby sobie łatwo. Pobiegła do sąsiedniej sypialni i przyniósłszy z tamtąd ręcznik, już zamierzała okręcić nim głowę paralityka, nie mniej mocno, niźli wczoraj to uczynił Krzesz, gdy ten zamilkł, a w jego oczach odbiło się przerażenie.
— O pieniądze wam chodzi? — począł bełkotać. — Dam... dam... ile zechcecie!... Podpiszę plenipotencję!
— Zapóźno! — mruknęła — ta przeklęta dziewczyna, napewno, zawiadomiła władze! Na nic mi teraz twoja plenipotencja!

250