wątpiewać... A ja, tymczasem, Romku, pracowałam dla naszego wspólnego szczęścia!...
— Tamaro! — zawołał — Jak śmiesz przypuszczać, że wątpiłem w ciebie! Wiedziałem, że przyjdziesz... Toć cały czas żyłem wciąż z tobą w moich marzeniach!
Namiętny pocałunek Orzelskiej był odpowiedzią na to wyznanie. Szybko jednak wyrwała się z objęć Krzesza.
— Bądźmy mocni! — oświadczyła poważnie — Najcięższa część zadania nas czeka! Wczoraj Szarecki oświadczył się Zosieńce i zgodziła się zostać jego żoną. Mam ręce rozwiązane i zbyteczny jest mój dalszy pobyt w domu Orzelskich...
— Już? — wykrzyknął radośnie.
— Jutro urządzam dla najbliższych uroczysty obiad, dla uczczenia narzeczeństwa Zosieńki. Będzie to jednocześnie, jakby oficjalne stwierdzenie tego faktu, żeby nie mogli się już cofnąć... Zaproszę parę osób, barona Raźnia — Raźniewskiego no i ciebie.
— Mnie?
— Przybądź bezwzględnie! Twoja nieobecność zwróciłaby uwagę, zapytywała mnie nawet Zosieńka, czemu nas nie odwiedza pan Krzesz. Pozatem jest to konieczne dla uskutecznienia dalszych naszych planów...
— Dalszych planów?
— Głuptasku? Nie znasz rozkładu willi! Muszę ci pokazać gdzie znajduje się moja sypialnia i w które okno zastukasz... Po obiedzie, niby niechcący, oprowadzę cię po pałacyku i omówimy wszystkie
Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Niebezpieczna kochanka.djvu/154
Wygląd
Ta strona została uwierzytelniona.
148