Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Marja Wisnowska. W więzach tragicznej miłości.djvu/80

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Wisnowska drgnęła. W pośpiechu, pisząc list, nie zdążyła ściągnąć z palca nieszczęsnej obrączki, którą ją tak pięknie przyozdobił huzar. Teraz, zaczerwieniona, zmieszana, odruchowo zacisnęła dłoń, kryjąc wstydliwie ozdobę.
— No... no... powtarzał coraz bardziej wzburzonym głosem Myszuga... doprawdy ciekawe... Może bliżej pokażesz ten klejnocik — usiłował pochwycić ją za rękę, którą mu wyrywała. — Sądzę, że mam prawo zapytać?
— Olku... ja... ja... sama... ci wytłomaczę... tylko chciej mnie zrozumieć i nie gniewaj się na mnie... poczęła swe wyznanie, plącząc się i płacząc. Opowiedziała o zatajonej dotychczas scenie w Wilanowie i o okolicznościach, w jakich zmuszona była przyjąć obrączkę.
Mimo jednak akcentów szczerości, bijących z jej głosu z niekłamanej rozpaczy artystki, spowiedź bynajmniej nie udobruchała śpiewaka. Chodził po pokoju zasępiony, jak gdyby miał coraz silniejsze wątpliwości.
— Bardzo mi to podejrzanie wygląda — oświadczył, przystając przed Wisnowską i patrząc jej uporczywie w oczy, — bardzo podejrzanie... Powiadasz, że nigdy nic was nie łączyło a drżysz przed Bartenjewem i ustępujesz mu we wszystkiem?... Wiecznie jakieś krętactwa, podwójna gra.
— Ach, uwierz, uwierz mi Olku! — błagała. — Żadnego niema z mej strony krętactwa ani po-