Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Marja Wisnowska. W więzach tragicznej miłości.djvu/78

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Nie! Dobrze! Odchodzę... i na odchodnem pozwolę sobie zaznaczyć, że tu na ziemi, nie ujrzymy się więcej... Żegnam!
— Panie Aleksandrze! — zawołała aktorka znów przerażona wizją samobójstwa. — Niech pan zostanie! Wezmę tę nieszczęsną obrączkę. Ale proszę pamiętać, iż zmusza pan groźbą do małżeństwa kobietę i, że ustępuję wbrew mojej woli!
— Narazie wszystko mi jedno! Postaram się, aby pani pokochała mnie w przyszłości!
Włożył pierścionek na jej palec. Gdy poczuła zetknięcie zimnego metalu z ciałem, wzdrygnęła się cała. Czyż to naprawdę zaręczyny? — pomyślała z przerażeniem — Nie, nie, nie... Jeszcze grać będzie komedję, byle zyskać na czasie, byle nie dopuścić do katastrofy! Jakiś sposób znaleźć się musi! — tłomaczyła sama przed sobą swe postępowanie, pragnąc nabrać otuchy.
Bartenjew tryumfował.
— Jesteśmy więc, poczynając od tej chwili, oficjalnie zaręczeni! — mówił. — Tylko miałbym do pani, jak do mojej narzeczonej, małą prośbę!
— Słucham? — ledwie wyszeptała, całkowicie znękana wypadkami.
— Prośbę — powtórzył butnie — aby ten.... ten pan... przestał całkowicie bywać...
— Myszuga?... Toż to mój najlepszy przyjaciel!...