Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Marja Wisnowska. W więzach tragicznej miłości.djvu/64

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Ordynans poszedł przodem. Istotnie, wkrótce, w ciemnej alei, zapadł już bowiem zmierzch, na tle jasnego pomnika z krzyżem, ujrzała ciemną figurę oficera. Stał plecami oparty o pomnik, blady, oczy nienaturalnie rozszerzone w ręku trzymał broń.
— Co to znaczy? — rzekła dość ostro, mimo, że wewnątrz każdy nerw drżał ze strachu
— Dobrze, że pani przyszła — odparł huzar, wprost nie odpowiadając na pytanie — chciałem przed śmiercią raz jeszcze ją ujrzeć!
— Mnie... ujrzeć przed śmiercią?
— Tak, za chwilę skończę porachunki z życiem! Więcej nie będę natrętny!
— Ale co to wszystko znaczy?
— Pani jeszcze zapytuje, co znaczy? Uwodziła mnie pani przez szereg miesięcy, czyniła nadzieje na związek małżeński... a teraz w mojej obecności niemal całuje się z innym... Nie, nie, dość tego, dość... i ludzkie cierpienie musi mieć swą granicę! — zawołał w nowym przystępie szału, przykładając rewolwer do skroni.
Błyskawicznie wytrąciła mu broń.
— Panie Sasza, proszę w tej chwili się uspokoić i oddać rewolwer! Jutro nieporozumienie wyjaśnię...
— Nic, nic już wiedzieć nie chcę... — mówił nieprzytomnie, starając się wyswobodzić rękę, za