Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Marja Wisnowska. W więzach tragicznej miłości.djvu/43

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Nic nie rozumiem! Jak mam sobie pańskie zachowanie wytłomaczyć?
— Jedynie w ten sposób, jak je sobie wytłomaczyć może każdy przyzwoity człowiek! Kocham panią i pragnę ją poślubić!
— Pan się oświadcza o moją rękę?
— Tak jest!
Wyznanie wielbiciela zaskoczyło niepomiernie Wisnowską. Intuicją kobiety przedtem wyczuła, iż ją zbyt czci i poważa, aby mógł zdobyć się na jakiś niewłaściwy postępek, na propozycję jednak podobną najmniej była przygotowaną. Co odpowiedzieć? Nie kocha go wcale, zaledwie może ma nieco przyjaźni; jako mężczyzna budzi w niej raczej wstręt! Odpowiedzieć kategorycznie „nie?“ Taki dobry chłopak, taki oddany, szczerze widocznie się przywiązał, chce wszystko poświęcić... Należy znaleźć jakieś dowcipne wyjście z sytuacji, nie urazić ostrą odmową, nie dotknąć przykrem słowem... wszak na to nie zasłużył! Lecz jak?
— Mam wrażenie, że zbyt wielkiego mezaljansu pani nie zrobi — mówił Bartenjew, zgoła inaczej tłumacząc sobie milczenie artystki — pochodzę z bardzo zamożnej i wpływowej rodziny. Mój ojciec zajmuje poważne stanowisko, siostra jest frejliną na cesarskim dworze...
— Zbawienie świta! — z uciechą pomyślała Wisnowska — toć jego krewni nigdy na podobne małżeństwo się nie zgodzą...