Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Marja Wisnowska. W więzach tragicznej miłości.djvu/124

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Szczerze wdzięczny jestem — skłonił się — i mam nadzieję, że zechce pani spędzić parę chwil w mojem towarzystwie...
— Długo nie mogę — tłomaczyła, pragnąc jaknajprędzej opuścić ponury pokój — oczekują na mnie w domu... mam kolację, nawet nieco głodna jestem...
— Och, jeśli o to chodzi, coś nie coś przygotowałem — wskazał na butelki — resztę wkrótce przyniosą...
— Ależ, uprzedzam raz jeszcze, długo nie mogę pozostać!
— Pozostanie pani tu tylko tyle czasu, ile sama zechce!
Ostatnia odpowiedź całkowicie przywróciła humor Wisnowskiej. Zrzuciła też z siebie płaszcz, zdjęła kapelusz, w pokoju było duszno i gorąco; rozpoczęto zwykłą, dość banalną rozmowę, jakby unikając poruszania drażliwych tematów.
Mniej więcej po upływie pół godziny, rozległo się pukanie do drzwi a Bartenjew rozchyliwszy je nieco, odebrał sporą paczkę.
— Poco aż tyle! — zawołała ze śmiechem — toć tem najadłby się cały pułk!
— Dla mojej królowej urządzam przyjęcie! — również wesoło odparł i odkorkowawszy butelki, zapraszał do picia.
Parę kieliszków szampana, niemal siłą wmuszonych przez korneta oraz jego wyjątkowo obec-