Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Marja Wisnowska. W więzach tragicznej miłości.djvu/106

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

ciekawa! myślała a drgał w niej każdy nerw — ciekawam, co on teraz powie?
Kornet podniósł głowę, obrzucił ją długiem badawczem spojrzeniem i jakby coś ważąc, począł powoli
— Jeśli tak jest jak pani mówi... nie pozostaje nam istotnie najmniejsza nadzieja na lepsze jutro... ale... ja sobie życia bez pani nie wyobrażam... Gdyby pani się zgodziła na to, co zamierzałem oddawna...
— Na naszą wspólną śmierć? — cicho rzuciła, czując, iż najwyższy moment gry się zbliża.
— Tak! — rzekł twardo
— Skoro dziś pan to proponuje — starała się zrezygnowanym wyrazem twarzy pokryć wewnętrzne wzburzenie, widząc jak huzar śledzi w napięciu jej najlżejszy odruch — odpowiem... iż... się zgadzam...
— Pani się zgadza? — zawołał głosem, który wyrażał ni to radość ni to zadziwienie.
— Zgadzam się! — potwierdziła. — Dawniej wahałam się! Lękałam się śmierci! Teraz widzę, mniej straszna ona, niźli życie, które jest jedną udręką...
Kornet, jakby pod wpływem ostatnich słów, ujął głowę w dłonie i długo począł nad czemś medytować.
— Zdaje się, że pomyliła się Jula, nie grał komedji! — przemknęło jej przez myśl — Ha! trudno.