Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Magja i czary.djvu/137

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Też nieco zadyszany przybiegł na spotkanie i zastukał metalowem kołkiem o drzwi. Otworzył mu sam abbé, ubrany całkowicie biało i przez wysoką sień powiódł szerokiemi schodami do głębokiej komnaty, na pierwszem piętrze. Małe chwiejne ogniki połyskały w płaskich filiżankach, szerząc zapach aromatycznej woni; były jedynem oświetleniem. Eliphas zauważył, że wielki okrągły stół znajdował się pośrodku pokoju, na nim ustawiony odwrócony krucyfiks, ze znakiem lingamu. Obok stołu stała niepokaźna postać.
— Mój służący — szepnął abbé. Wszak liczba trzy przy zaklęciach jest konieczną. Może pan zechce rozpocząć inwokacje.
Była to wielka uprzejmość przekazywać gościowi prowadzenie obrzędu. Abbé, jakby tem dawał do zrozumienia, że uważa gościa za maga pierwszorzędnego stopnia; ryzykował głową, gdyż istności średniej sfery za zakłócenie swego spokoju, zemściłyby się bezlitośnie, jako na panu domu, gdyby ich ewokację powierzył niewtajemniczonemu. Pewną ręką pochwycił Levi znak lingamu i począł wymawiać zaklęcia. Następnie instynktownie sięgnął na lewo: winno się tam znajdować naczynie z poświęconą wodą, zaczerpiętą w księżycową noc z cysterny, z wodą, nad którą przez dwadzieścia i jeden nocy czuwano z modlitwą na ustach. Pokropił nią po wszystkich kątach pokoju. Abbé ministrował i powiewał kadzielnicą. Powietrze w komnacie zgęszczało się, obecni z trudem chwytali dech, wyczuwali ciężar na piersiach, duszenie za gardło.
Wtem przecięły błyskawice mrok pokoju. Zakryli oczy; wywołanego ducha niewolno nieskromnym spojrzeniem zrazić. Powoli i dobitnie zapytał Levi o przyczynę choroby księżnej Mildred. Pauza. Dym gęstniał jeszcze, oddychać było nie-