Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Lekkomyślna księżna.djvu/70

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nie wie, co z napół rozwalonem zamczyskiem począć i nie wie, czy swe „dziedzictwo“ w Blois kiedykolwiek jeszcze ujrzy! Na wojence kulki nikogo nie oszczędzają... i to w pierwszej linji okopów!
— A cóż się stało — zaganąłem po chwili, ot aby podtrzymać rozmowę — z poprzednim właścicielem margrabią de Aponsac czy jak tam się nazywał... łeb mu ucięli pod gilotyną?
— Margrabia de Fronsac — poprawił mnie stary, podczas gdy dziwny cień przebiegł mu po twarzy — margrabia... uciekł do Anglji i tam umarł... Uciekł, wraz z synem i bratanicą, panną Simoną... Syn, słyszałem daje lekcje w Londynie francuskiego, a panna trudni się szyciem bielizny...
— Hm, dość smutny koniec wielkiego państwa! Ale, tak już jest, stary! Jak jedni na wierzchu drudzy muszą być pod spodem! Dosyć się naużywali, teraz na nowych kolej! Chyba nie płaczecie po nich, hę?
— Ja miałbym płakać po takich rojalistach — oburzył się — wrogach naszego najjaśniejszego cesarza? Też!
Aż krztusił się z oburzenia.
— Zacny z was chłop! — zawołałem ze śmiechem, tak był komiczny, gdy ze złości na moje posądzenie, trząsł się i drygał. — Zato, napiję się z wami wina, za zdrowie najjaśniejszego pana! Siadajcie, stary!
Przyznaję, tęgi burgund poczynał mi czmerać w głowie. Krążył wesoło w żyłach a pod jego wpływem, miałem ochotę świat cały, nietylko starego przygarnąć w objęcia. Czemu nie wypić ze starym?! Toć podejmował tak gościnnie, nadskakiwał, podlewał, dogadzał, był więcej niźli sługą, był zaufanym powiernikiem...
A jak zaznaczał dla mnie swój respekt... Krę-

64