Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Lekkomyślna księżna.djvu/56

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

czo, pragnąc zaofiarować swe usługi, na tyle cała misja wydawała mi się łatwą.
Znów piękne spojrzenie, niby ognisty kartacz, trafiło w mą pierś.
— Wiedziałam, iż porucznik sam się zaofiaruje. Byłam tego pewna. Zresztą cała sprawa wydawała mi się błahą do wczoraj, raczej do dzisiejszego popołudnia, do rozmowy z Fouché...
— Zachodzą trudności? — zapytałem zaciekawiony.
— I tak... i nie... Pardi! W tem szkopuł, iż na te moje biedne listy czyhają ze wszech stron... powiedział mi to zupełnie niedwuznacznie Fouché.. Skądciś dowiedziano się nawet, gdzie je Canouville zdeponował... Jestem w straszliwej sytuacji... sama ruszyć się z Paryża nie mogę a tam... Wykradzenie ich, to rzecz państwowej wagi... Chcą je zdobyć rojaliści do spółki z anglikami i uczynić z nich broń przeciw cesarzowi i rodzinie cesarskiej... Boże!... Byłabym na zawsze skompromitowana... a Napoljon...
— Istotnie, niema chwili do stracenia!
— Ten zameczek Canouville’a, domek myśliwski raczej, może być tak łacno splądrowany, gdyż w nim, poza starym służącym, nikt nie mieszka... A w tych listach były takie ustępy o Józefinie!
— Co za nieostrożność!
— Skąd mogłam przypuścić, iż sprawa podobny przyjmie obrót! Widzisz waćpan, na co są narażeni członkowie rodziny cesarskiej... A Fouché...
— Właściwie jaką odegrywa on rolę!
— Imaginuj sobie poruczniku, zjawił się u mnie, począł o listach czynić aluzje, jak to w jego zwyczaju... chytrze, podstępnie, nie wypowiadając się jasno... Dał do zrozumienia, iż wie gdzie są...

50