Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Lekkomyślna księżna.djvu/30

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Cóż tak głupio pytasz? Tak, jej wysokość księżna Paulina!
Stałem z wlepionemi oczami w piękne zjawisko. Lecz nie zwykła, klasyczna uroda księżnej zamieni ła mnie nalegle w kamienny słup, nie ten dziwny czar jaki rozsiewała dokoła... Azaliż to było możliwe, czy śniłem, czy z powodu zbytniej odległości, było to li tylko przywidzenie? Najwyraźniej, wydało mi się, iż wczorajsza moja nieznajoma... była księżną Borghese...
— Cóż tak patrzysz?
— A bo... począłem sam nie wiedząc co mówić, ani jak tłomaczyć moje osłupienie.
— Ten co koło niej się kręci, z miną poważną, choć nieskończenie głupią, to jej dostojny małżonek, książe. Przystojny, ale hm... hm... nieco półgłówek i sam cesarz mu to często publicznie wytyka. To też piękna Paulina niezbyt się z nim liczy i wiele o niej niezwykłych opowiadają historji. O... bardzo dziwnych historji... — począł, lecz nie dokończył, bo w tejże chwili rozwarły się drzwi i poprzedzony paru bagato ubranemi paziami ukazał się jakiś dygnitarz, wołając donośnym i dobitnym głosem:
— Najjaśniejszy pan idzie!
To generał Duroc, wielki marszałek dworu, oznajmiał cesarza.
Napoljona widziałem już parokrotnie. Stał o parę kroków od nas, gdy pod Somosierrą pozdrawiał szwoleżerów, wołając „niech żyją polacy”. Ale trudno dla kogoś, co nigdy z bliska się z nim nie stykał, będzie pojąć, jakiem głębokiem i niespodziewanem było wrażenie, ilekroć się znajdowało w jego obecności.
Co do mnie doznałem jakiegoś osłupienia,

24