Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Lekkomyślna księżna.djvu/22

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

pozbyć. Na tem miała się zakończyć, tak pięknie rozpoczęta przygoda. Nie było to nazbyt grzecznem ze strony nieznajomej, lecz dalipan, cóż miałem czynić — raz stanąwszy w obronie napastowanej kobiety, nie wypadało mi w dalszym ciągu, wobec niej, okazać się natrętnym.
— Ha, trudno! zastosuję się do rozkazu! — rzekłem, z wielkiem rozczarowaniem w głosie — Jeśli taka wola miłościwej pani!...
— To rozumiem! To jest prawdziwy rycerz! — zawołała, wychylając głowę z karocy — Zresztą, może podobne poświęcenie znajdzie nagrodę! Wiem kim waćpan jest, wiem, gdzie go szukać i skoro stosowna chwila...
Tu figlarz przypadek a raczej, wiatr figlarz, wypłatał nieznajomej najzłośliwszą psotę. Gdy tak przemawiała do mnie, wychylona przez okno karocy, zefir złośliwy, poderwawszy silnym podmuchem zasłonę, obnażył twarz całkowicie, którą dotychczas ukrywała starannie.
Spojrzałem... i osłupiałem... tyle nadobną była moja dama. Rysy delikatne, niby rżnięte w greckiej kamei, ogromne czarne oczy, olśniewająco biała płeć, usta kraśniejsze od malin..
Kiedym przez chwilę ją podziwiał, podczas, gdy ona walczyła, aby naprawić wyrządzoną przez wiatr psotę, wargi moje wyszeptały mimowolnie:
— Jaka piękna...
Teraz znów już siedziała z głową owiniętą a w tonie, jakim ozwała się do mnie, niewiedzieć co przebijało — czy śmiech z mego podziwu, bom szczerze mówiąc, zagapił się na nią z miną wielce głupią, czy niezadowolenie z przypadkowego uchylenia rąbka tajemnicy.
— Takam piękna — rzekła — No... no...

16