Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Lekkomyślna księżna.djvu/134

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Nie oczekuje — przerwała stara — lecz sądzę, że rada będzie ujrzeć waćpana. Domyśliłam się, kim pan jest, z jej opowiadania...
Drzwi otwarły się i po chwili znalazłem się w sporym saloniku, zastawionym staroświeckiemi sprzętami, na których zauważyć się łatwo dawał niszczący ząb czasu.
— Jestem jej ciotką — rzekła.
Spojrzałem ze zdziwieniem, na jej niepokaźną i niemal biednie przyodzianą postać.
— Dziwi się waszmość — uśmiechnęła się — jakby odgadując moje myśli — Istotnie rewolucja nie pozostawiła nam wiele z dawnych splendorów. Z wielkiej fortuny... jeno ten domek!
— Hm... — bąknąłem zmięszany.
— Wnet obudzę Simonę! Odpoczywa jeszcze po podróży... no i tych straszliwych przejściach!
— Nigdybym, łaskawa pani, nie ośmielił się być równie natarczywy, gdybym nie przychodził z polecenia pewnej dostojnej osoby...
Nieco mówiłem prawdę a nieco i łgałem. Aczkolwiek pragnęła Paulina zasięgnąć wiadomości o pannie de Fronsac, polecenie to nie było aż tak nagłem, by natychmiast przerywać spoczynek uśpionej, Będę szczery, gorzałem niczem lont, by co rychlej ujrzeć Simonę.
— Proszę spocząć... wnet powiadomię...
Po krótkiej chwili, stała przedemną, wyciągając na powitanie rączkę, którą ucałowałem z niekłamaną radością. Nie wiedzieć czemu, gdym ją tak przed sobą widział, coś ciepłego, serdecznego wstępowało w moją pierś. Byłoż to uczucie wdzięczności?
— Przybyłem — rzekłem — gdyż jej cesarska wysokość, księżna Borghése...

128