Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Lekkomyślna księżna.djvu/13

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

darowała coś koło gąsiorów przystojna, tęga szynkareczka.
Nieco opodal, za stołem, na drewnianych zydlach, siedziało dwóch oficerów huzarskich, pułku Bercheny’ego i wcale nieźle już musieli pociągnąć, o czem świadczyły twarze zaczerwienione i pijacka głośna rozmowa.
Obrzuciwszy wzrokiem owych jegomościów — a widząc, że szarże mieli ze mną równe, nie kwapiłem się im pierwszy składać ukłonu. Oni również zerknęli przelotnie i prowadzili dalej swą gawędę, nie zwracając na mnie uwagi.
Nieco zły, wykręciłem się do dudków tyłem a trzasnąwszy głośno rękojeścią pałasza o stół, zawołałem o wino.
Podskoczyła szynkareczka.
— O pan porucznik — rzekła, spoglądając na mój mundur — nosi nieznane dystynkcje, wolno zapytać, jaki pułk... wszak odznaki gwardji cesarskiej...
— Dziwi mnie bardzo — odparłem — że go tu nie znacie, moja panno! Szwoleżerowie gwardji! Polacy! Jeden z pierwszych pułków najjaśniejszego pana...
Za mną rozległy się lekkie śmiechy. Widocznie huzary pozwalały sobie na jakieś uwagi.
— Tak! — powtórzyłem — jeden z najpierwszych pułków. I uszybym temu uciął, ktoby ośmielił się zaprzeczyć!
Uwagi tamtych durni z tyłu umilkły. Natomiast szynkareczka, nalewając złociste wino, mówiła.
— Szwoleżerowie... o wiem... Wiem, ci co to tych hiszpańskich zbójów, w tych górach, tak tłukli... Wiem, nawet w gazetach pisali... Pan porucznik, polak? O to bardzo miły naród! Każdy polak

7