mowemi kłopotami! Cóżto waćpana, mości poruczniku, obchodzi!
Istotnie obchodziło mnie to nie wiele, łowiłem jednak z przyjemnością każde słówko wypowiedziane melodyjnym głosem, podziwiałem tę postać, pełną uroku i wdzięku. Piękna, czarująca — myślałem — a puste i banalne zazwyczaj określenia, dopiero w zestawieniu z jej osobą, nabierały treści i życia...
— Cóż to porucznika obchodzi — powtórzyła — Jeśli go do siebie zaprosiłam, to nie, aby wynudzić, lecz, aby otrzymał zasłużoną nagrodę!
— Nagrodę? — wybąkałem, czując iż cała krew do głowy mi uderza — ależ...
Przyznaję, siedząc z Pauliną wciąż czułem, równie jak i w czasie pierwszej wizyty, onieśmielenie wielkie. Nie było to onieśmielenie spowodowane brakiem towarzyskiego otrzaskania ze strony żołnierza, co jeno przywykł do koszarowej rubasznośći i koszarowego języka — nie było to onieśmielenie, spowodowane blizkością przestawania z cesarską wysokością, a siostrą wszechpotężnego Napoljona, boć zachowywała się Paulina więcej niż nieprzymuszenie i rychło człowiek o tem zapominał, z jak dostojną osobą przestaje. Onieśmielenie, ogarniające mnie w jej obecności, z innego pochodziło źródła — — było to oszołomienie raczej, z powodu sam na sam, z równie piękną kobietą, ale to oszołomienie takie, powtarzam, żem nie wiedział, ani co gadać, ani jak siedzieć.
— Cóż porucznik tak bąka — bawiła się, postrzegłszy snać moje zakłopotanie i domyślając się jego przyczyny — czyż nie miła mu będzie z moich rączek nagroda?
— Przecenia wasza cesarska wysokość, moje zasługi! — wypaliłem, jako tako ułożone zdanie.
Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Lekkomyślna księżna.djvu/127
Wygląd
Ta strona została uwierzytelniona.
121